Rafał Miszkiel: nie czuję żadnych barier

„Życie na Wózku” to dla Rafała Miszkiela codzienność, której musiał się nauczyć po wypadku, podczas którego stracił dłoń i doznał urazu rdzenia kręgowego. Dziś, będąc całkowicie samodzielną osobą, dzieli się swoimi umiejętnościami prowadząc vloga o takiej właśnie nazwie.  Zawodowo jest kierownikiem produkcji i montażystą filmowym, a także początkującym mówcą motywacyjnym. Zachęca innych by wziąć udział w Wings for Life World Run i dołączyć do jego drużyny.

Jak dotarłeś do miejsca, w którym jesteś dzisiaj? Jakie etapy przechodziłeś po drodze od dnia wypadku - w swojej głowie?

Było dużo bólu i cierpienia. Spędziłem pół roku w łóżku szpitalnym. To był czas na przemyślenia i planowanie. Początkowo, tak jak ze wszystkim, nie było łatwo. Jest cierpienie i uczenie się życia na nowo. Tak naprawdę, wylądowanie na wózku po uszkodzeniu centralnego układu nerwowego - jak w moim przypadku, złamaniu odcinka piersiowego kręgosłupa - to jest nauka na nowo. To nowe narodziny, po których uczysz się wszystkiego od podstaw – jedzenia, przesiadania się, czy ubierania. Początkowo było to dla mnie trochę upokarzające, mało męskie. Jednak w pewnym momencie trzeba to było zaakceptować i szukać sposobów, rozwiązań, żeby ruszyć do przodu, by móc stać się osobą samodzielną. Potem można było normalnie funkcjonować, jak każdy człowiek. Wystarczy chcieć. Trzeba sobie rzucić jakieś wyzwanie i można osiągnąć wszystko. Ja sam sobie wiele udowodniłem, bo początkowo nie wierzyłem, że tak daleko zajdę. Aktualnie, już od ponad roku mieszkam sam, w Warszawie. Wszystko robię sam – funkcjonuje, pracuję, utrzymuję się. Nie jestem w żaden sposób smutny, ani załamany. Zapomniałem o tym co było, bo zaakceptowałem aktualny stan. Jestem szczęśliwym człowiekiem.

Sam się rehabilitowałeś. Sam też wypracowałeś bardzo dużo rzeczy. Podobno twój pierwszy rehabilitant jest z ciebie dumny. Czy sądzisz, że gdybyś zostawił tę kwestię jedynie losowi i lekarzom, byłbyś tak samo samodzielny?

Myślę, że na początku nakierowanie jest bardzo istotne. Natomiast najwięcej zależy od człowieka. Jedna osoba jest taka, że nic w życiu nie robi – jest leniwa i nie ma większych ambicji, czeka aż wszystko zrobią za nią. A druga ma swoje ambicje i do tego, na przykład, uprawia sport – ma pewną wiedzę i potrafi się samodzielnie zmotywować do działania. Jednak w obu przypadkach rehabilitacja wstępna jest bardzo istotna. W moim przypadku było dużo skurczy, przykurczy... Nie wiedziałem, co mogę robić na starcie. Rehabilitant nakierował mnie na odpowiednią drogę, którą potem podążałem. Od małego uprawiałem sport i zawsze wiedziałem, w jaki sposób można wyćwiczyć pewne partie ciała. Miałem bardzo dobrze poukładane w głowie. Potrafiłem znaleźć sobie cel i motywację żeby do niego dążyć. Dzięki tej pierwszej rehabilitacji mogłem go osiągnąć.

Miałeś po drodze porażki, niepowodzenia?

Zawsze będą porażki. Nie ma ludzi idealnych. Każdy z nas popełnia błędy i bardzo istotne jest to, żeby się na nich uczyć. Ale jakichś wielkich w moim przypadku nie było. Może takie, jak kontuzja nadgarstka przeforsowanego od zbyt aktywnej jazdy na wózku, kiedy potrafiłem miesięcznie robić po 800 km, To było trochę chore i absurdalne, ale byłem od tego uzależniony. Dzięki temu wytrenowałem bardzo dobrą wytrzymałość, którą podtrzymuję. Nikt nie musi mnie napędzać i wszędzie mogę jeździć samodzielnie. Zawsze stawiałem sobie cel, uczyłem się na błędach, a gdy coś mi się nie udawało, szukałem kolejnego rozwiązania i finalnie osiągałem to, co sobie zamierzyłem.

Czy to właśnie z tego zamiłowania do sportu, o którym wspomniałeś, wzięło się u ciebie parcie do przekraczania granic – nie tylko przejeżdżania na wózku 800 km miesięcznie, ale na przykład 100 km jednego dnia, czego dokonałeś, a o czym nie wspomniałeś? Wiem, że masz też plan bicia rekordu Guinnessa w tej materii.

Od małego miałem w głowie takie... chore wyzwania (śmiech). Nawet jak byłem pełnosprawny, lubiłem startować w biegach ulicznych. Podobał mi się wysiłek i związany z nim ból, bo wiedziałem, że to kształtuje charakter i osobowość. To zawsze pozytywnie odbija się na rozwoju człowieka. Zmotywowało mnie też to, że gdy wróciłem ze szpitala do domu, gdy przejechałem kilka metrów na wózku, już byłem zmęczony – tak osłabiło mnie pół roku leżenia w łóżku szpitalnym. Powiedziałem sobie, że nie wyjdę z domu, dopóki się nie wzmocnię. Wymyśliłem sobie zestaw ćwiczeń. Kręciłem się dookoła po domu, cały czas starając się wzmacniać mięśnie. Potem zbudowałem taką wytrzymałość, że potrafiłem przejechać 1, 5, 10, 20, a nawet 30 km. Pragnąłem coraz więcej, bo wiedziałem, że dzięki temu będę wolny, będę czuł się jak dawniej. I cieszę się, że to robiłem, bo aktualnie nie czuję żadnych barier jeśli chodzi o przemieszczanie się. Na wózku zajadę wszędzie. Jedynie z wiekiem zaczynają mnie ograniczać stawy. Mam 27 lat, z czego już 7 jeżdżę na wózku, dlatego teraz muszę to robić z głową, żeby się nie zniszczyć.

Przed wypadkiem byłeś osobą aktywną i dziś znów jesteś osobą aktywną. Co jest według ciebie najważniejsze dla osoby, która ulega uszkodzeniu rdzenia kręgowego? Czy to jest coś, co najpierw powinno się zadziać w głowie, czy też najpierw należy zadbać o zdrowie, na przykład znajdując dobrego rehabilitanta, który tak jak w twoim przypadku, pokaże drogę?

Nie ma żadnego lekarstwa na wyjście z tej sytuacji. Jedni popełniają samobójstwa, inni dążą do celu. Wszystko zależy od osobowości. Są silne charaktery i są słabsze. Ale bardzo ważne jest to, żeby próbować i nie nastawiać się na to, że ktoś wszystko za nas zrobi. Od nas zależy bardzo wiele. Jak ktoś nas nakieruje na właściwą drogę, to możemy zajść bardzo daleko. Dlatego na starcie trzeba słuchać rehabilitantów, lekarzy, szukać wsparcia w różnych fundacjach. Mnie na początku nie wtajemniczono za bardzo na przykład w strefę załatwiania potrzeb fizjologicznych – takich normalnych rzeczy, które są nam potrzebne do funkcjonowania na co dzień. Dowiedziałem się tego sam od pań z fundacji. Dlatego ważne jest to, żeby szukać wsparcia i ludzi, którzy mają wiedzę, czytać książki, a także artykuły związane z niepełnosprawnością. Dzięki temu będziecie mieli wiedzę i coś osiągnięcie. Jak znajdujemy się w sytuacji, w której nie wiemy co zrobić, warto kogoś o to zapytać. Samo wychodzenie z domu jest też bardzo przydatne. Dzięki temu oswajamy się z niepełnosprawnością, widzimy akceptację ze strony innych ludzi. Początkowo „ten” wzrok jest trochę irytujący, ale kiedy wychodzimy na zakupy, czy to do pracy, czy do znajomych, to ludzie nas akceptują. Przy okazji można przynajmniej poznać kobietę, albo mężczyznę i stworzyć jakiś związek. Siedząc w domu i nic nie robiąc nie zmienimy swojego życia. Coś musi się zadziać, musi być jakaś interakcja, żeby coś powstało.

A czy te proste rzeczy, których musiałeś się specjalnie dowiadywać, związane z codziennym funkcjonowaniem, to jest coś co powinien wiedzieć każdy, czy też jest to coś intymnego, co dotyczy tylko paraplegików i dają sobie oni radę nie wymagając zrozumienia z drugiej strony?

Myślę, że każdy z nas powinien być edukowany w tej kwestii. Każdy z nas, codziennie, może doznać jakiegoś urazu, a dzięki takiej wiedzy wiedzielibyśmy, że potem również możemy normalnie funkcjonować. Gdy leżałem w szpitalu, nie wiedziałem, że będę potrafił uprawiać seks, samodzielnie załatwiać wszystkie potrzeby fizjologiczne – nie miałem pojęcia, że to wszystko ogarnę i się z tym oswoję. Myślę, że gdybym miał tę wiedzę będąc osobą pełnosprawną, ten start byłby o wiele łatwiejszy. Powinno się też edukować z tego powodu, że kiedy mężczyzna poznaje kobietę, często druga strona nie wie, że osoby na wózkach potrafią uprawiać seks i pojawiają się niezręczne sytuacje wynikające choćby z konieczności zadania tzw. trudnych pytań. Ludzie nie wiedzą, że potrafimy zrobić wszystko tak jak pełnosprawna osoba, tylko w troszeczkę inny sposób.

Jakie są najbardziej istotne problemy z jakimi się borykasz, z których ludzie często nie zdają sobie sprawy? Mam tu na myśli na przykład spastyczność. Niektórzy paraplegicy mają też problemy z poceniem się, czy choćby odkasływaniem, co w konsekwencji może prowadzić do poważnych powikłań nawet po zwykłym przeziębieniu.

Najbardziej irytującą rzeczą w mojej niepełnosprawności jest spastyczność, tylko że ja widzę też jej plusy. Mam taki balkonik przy którym staję. Robię to w taki sposób, że opieram się na łokciach, podnoszę go korzystając z pilota, nogi się napinają i utrzymują mnie. Wtedy je ćwiczę. Poprawiam krążenie w całym organizmie, dzięki czemu mam też bodźce psychiczne i o wiele lepiej się czuję. Zawsze można coś wykorzystać. Choć podczas spania jest to bardzo wkurzające. To wygląda tak, jakby ktoś mnie szturchał za nogi i trzeba je ułożyć w odpowiedni sposób, żeby móc normalnie spać i żeby nie powstały odleżyny. Kiedy noga przez całą noc obciera się na przykład o łóżko, czy poduszkę, tkanka obumiera – powstaje martwica. Do tego nie można dopuścić. Jest bardzo dużo rzeczy, na które po prostu trzeba zwracać uwagę.

Co sądzisz o takich inicjatywach jak Wings for Life World Run, których celem oprócz zbierania środków na badania nad leczeniem urazów rdzenia kręgowego jest budowanie świadomości, jak wiele jest osób dotkniętych tym problemem, i że może on dotyczyć każdego?

Ten bieg przede wszystkim integruje ludzi. Przyjeżdżają na niego zarówno osoby biegające jak i z niepełnosprawnością. Kiedy biegacz widzi osobę „popylającą” na wózku po tej trasie, to dostaje świetny przykład, że my jesteśmy aktywni i nie siedzimy przez całe życie w domach. To poprawia też nasz wizerunek – wszystkich osób z niepełnosprawnością. To między innymi ma duży wpływ na integrację międzyludzką, ale też dzięki zbiórce pieniędzy, mam nadzieję, że w przyszłości ruszy rozwój technologii i wszystkie osoby z przerwanym rdzeniem zostaną poskładane.

To będzie twój debiut w Wings for Life World Run. Jakie są twoje plany? Przygotowujesz się? Nastawiasz się na konkretny wynik?

To będzie mój pierwszy raz. Nigdy nie byłem goniony. Zawsze stawiałem na wytrzymałościówkę, a nie na konkretne wyniki czasowe. Nie mam zielonego pojęcia jak to będzie, kiedy będzie mnie gonił samochód, ale obstawiam, że pewnie 30 km mi stuknie. Mogę zajechać dalej, ale ten samochód, który rusza na trasę i po pewnym czasie przyspiesza, mógłby być pewną barierą w mojej niepełnosprawności. Nie mam prawej dłoni i z prawej strony napędzam wózek jedynie obcierając się o oponę. Moje mięśnie dają mi możliwość pokonywania dłuższych tras, ale przez to nie jestem w stanie osiągnąć dużego tempa. Wierzę jednak, że ten dystans będzie jak najlepszy.

Namawiasz innych do udziału? Wiadomo, ze w Poznaniu limit miejsc już się wyczerpał, ale wciąż można się zapisać na Bieg z Aplikacją Wings for Life World Run – pobiec lub pojechać na wózku do użytku codziennego na własnej trasie, jak również w jednym z Zorganizowanych Biegów z Aplikacją.

Tak, jak najbardziej! Zachęcam każdego do jakiejkolwiek aktywności fizycznej. Sport to zdrowie. Ludzie mają takie organizmy, że potrzebują aktywności fizycznej. Dzięki niej czujemy się lepiej, lepiej funkcjonujemy, jesteśmy bardziej wydajni, wytwarzane są endorfiny. Sport to samo zdrowie i same korzyści!

Możemy już oficjalnie ogłosić, że założyłeś swoją drużynę na Wings for Life World Run, dlatego chciałbym cię prosić, abyś zaprosił wszystkich do dołączenia do niej.

Zapraszam wszystkich bardzo serdecznie do dołączenia do drużyny Życie na Wózku (tutaj). Jeśli udało ci się zarejestrować na bieg w Poznaniu, gdzie będziesz uciekać przed Samochodem Pościgowym, w każdej chwili możesz zalogować się na stronie Wings for Life World Run i zapisać się do niej. Możesz to zrobić również jeśli startujesz w Biegu z Aplikacją Wings for Life World Run – nieważne, czy to w jednym z tych organizowanych na całym świecie, w tym w wielu lokalizacjach w naszym kraju, czy na własnej trasie. 3 maja 2020 roku, o 13:00 czasu polskiego, wystartujemy razem!