Zrobił to! Polak wygrał bieg flagowy Wings for Life World Run w Zug, w Szwajcarii

Witek Misztela z Warszawy, na co dzień jest pracownikiem biurowym w firmie reklamowej. Swoją przygodę z Wings for Life World Run zaczął od startu w Poznaniu w 2017 roku – tym samym, kiedy globalnym zwycięzcą został startujący na wózku Aron Anderson. Witek przejechał wtedy 48,59 km i był najlepszy spośród uczestników biegu w Polsce startujących na wózkach do użytku codziennego. Rok później powtórzył ten sukces, a w ostatniej edycji przed pandemią, tuż przed dogonieniem przez Samochód Pościgowy, jego oddech na plecach czuł już lokalny zwycięzca Tomek Osmulski. Z Aplikacją w dobie covid startował raz, a po powrocie biegów masowych, w 2022 znów dojechał najdalej w stolicy Wielkopolski. Rok temu zdecydował się skorzystać z faktu, że Wings for Life World Run to bieg globalny i wyruszył podbić Niemcy, a teraz zadziwił Szwajcarów - po pokonaniu 60,66 km został lokalnym zwycięzcą Biegu Flagowego w Zug.

Olbrzymie gratulacje! Nie tylko dlatego, że wywalczyłeś tytuł krajowego zwycięzcy Wings for Life World Run w Szwajcarii, ale też dlatego, że wcześniej byłeś już o włos od podobnego sukcesu.

W 2019 w Poznaniu zabrakło mi chyba 20 metrów. Wygrał wtedy Tomek Osmulski.

I często wspominał, że oglądał się wtedy za siebie i dobrze cię widział, więc musiał mocno przyspieszyć, choć już był bardzo zmęczony.

Pamiętam, że było trochę pod górkę, a jednocześnie nie miałem informacji gdzie kto jest. Wtedy wyszło jak wyszło.

Teraz udało ci się dopiąć swego. Atakować zacząłeś już w Monachium w zeszłym roku.

Do tej pory kilka razy byłem w Poznaniu, ale w tamtym roku nie udało mi się zapisać i postanowiłem wystartować gdzieś indziej. Padło na Monachium. Próbowałem, ale nie czułem się zbyt dobrze. Tym bardziej, że – nie wiem, czy wiesz jak to jest na wózku – warunki mają wpływ na wynik, takie jak wilgotność powietrza, czy wiatr. Wystarczy zły asfalt i już się zupełnie inaczej jedzie. To jest coś, na co nie mamy wpływu. Jednego dnia, tak jak w Szwajcarii mogę mieć doskonały wynik, a następnego, na tej samej trasie już dużo gorszy. W Monachium byłem świeżo po operacjach barku, więc dopiero dochodziłem do siebie. W Szwajcarii przed startem po prostu chciałem zrobić jak najlepszy wynik.

Jak zachowywała się konkurencja? Jechałeś w jakiejś grupie na początku? Kiedy rywale odpuścili?

Jak na wszystkich biegach start był w kupie. Akurat miałem pierwszą strefę. Tutaj wózkowicze byli akurat w różnych strefach, a w mojej było nas czterech. Po pierwszych kilkuset metrach byłem ósmy lub dziewiąty. Policzyłem, bo po doświadczeniu z 2019 roku wiem, że warto policzyć ile osób jest z przodu. Jechałem swoje, obserwowałem konkurencję. Po około 5 km przelatywało się koło startu kończąc małą pętlę i zaczynało dużą około 24-kilometrową. Po tej piątce było przede mną dwóch biegaczy. Nie za bardzo wiedziałem, co mam robić. Nie znałem trasy. Wiedziałem, że są na niej góry, ale nie wiedziałem gdzie i kiedy się pojawią. Jechałem z nimi do 17. kilometra. Pojawił się fragment bez asfaltu, gdzie było trochę kamieni i uciekli mi na kilkaset metrów, a potem było też dużo podjazdów. Co przycisnąłem na zjeździe próbując ich dogonić, to znów pojawiał się podjazd, gdzie traciłem. To trwało do około 26. kilometra, czyli prawie do końca pierwszej pętli. Zaczęło się robić w dół – dla mnie na plus. Wyprzedziłem jednego biegacza, a później drugiego, który prowadził czołówkę. Szczerze mówiąc, później nie wiedziałem co robić. Trasę już trochę poznałem i wiedziałem, że przez następne 12 km będzie dla mnie dość dobra, a później znów stanie się ciężka. Stwierdziłem, że zaryzykuję i przycisnę jak najmocniej póki jest mi łatwiej, a potem zobaczymy co z tego wyjdzie. W ten sposób chciałem też sprawdzić tych chłopaków i zobaczyć, czy utrzymają tempo. Do 40. km było bardzo ładnie. Później znów zaczęły się podjazdy, ale dowiedziałem się, że drugi zawodnik jest 2 km za mną i już byłem pewny, że żaden z nich mnie nie dojdzie. No i tak jechałem do końca. W okolicach 58 kilometra oglądałem się za siebie, czy samochód już jedzie, czy jeszcze nie, bo byłem wykończony. Chciałem, żeby już dojechał i mnie wyprzedził, ale wiedziałem, że już nikt mi nie zagrozi. Mniej więcej tak to wyglądało.

Jak rozwiązałeś logistykę? Piłeś, jadłeś żele?

Miałem chyba 4 żele i dwa bukłaki – jeden z wodą i jeden z izotonikiem.

Czy już myślałeś o tym, gdzie wybierzesz się za rok?

Myślałem o Wiedniu, jeśli nie uda mi się zapisać na Poznań. Tak jak mówiłem, dla wózka ważna jest trasa i warunki. W Austrii biegnie ona wzdłuż rzeki. To może być małą przeszkodą, bo przy rzece nie zawsze leży asfalt – do tego to bardzo ciężko sprawdzić. No i od rzeki często wieje wiatr. To ponownie może być również Zug. Ciężko mi w tej chwili powiedzieć. Ale na pewno będę się starał zapisać na bieg w Poznaniu.