Wygrana Pati Talar w Ljubljanie to piękny powrót. Polki ciągle dominują w Wings for Life World Run

Uwierzycie, że Patrycja Talar, która wygrała w Poznaniu w 2022 roku, a w 2023 roku była najlepsza w Zug w Szwajcarii, do swojego tegorocznego Wings for Life World Run w Ljubljanie trenowała tylko 4 miesiące? Nie? To usiądźcie i przeczytajcie wywiad.

Rutyniara z ciebie! Trzeci Wings for Life World Run i trzecia wygrana.

Haha! Niestety tutaj nie ma miejsca na coś takiego. Rzeczywiście trzeci raz z rzędu udało mi się wygrać, ale gdyby ktoś przed startem mi powiedział, że tego dokonam i nabiegam 47 km, to brałabym to w ciemno. Dopiero wracam po kontuzji i mam spore braki treningowe. Wiedziałam, że będzie ciężko o wygraną, ale chciałam się aktywnie włączyć w walkę. Jak widać konkurentki mi pomogły, bo po kilku kilometrach od startu wyszłam na prowadzenie i następne pokonywałam już sama.

Dlaczego?

Trenuję dopiero od czterech miesięcy i wracam po długiej kontuzji. Z tą kontuzją biegłam już w Szwajcarii. Od tamtego czasu nie zrobiłam nawet kilometra aż do stycznia, kiedy realnie można było powiedzieć, że jest wyleczona. Rozcięgno podeszwowe, z którym miałam problem, pobolewało jeszcze w styczniu i lutym, natomiast w marcu ból ustał i mogłam wykonywać pełny trening. Nie oszukujmy się – do tak długiego i wymagającego dystansu, okres czterech miesięcy jest za krótki, żeby zbudować solidną formę. Jechałam tutaj ze sporymi obawami, ale wszystko poszło po mojej myśli. Wynik 47 km i prawie 800 metrów jest całkiem dobry. No i do tego zwycięstwo! To mnie mega-motywuje, żeby w przyszłym roku mieć formę zbliżoną do tej, jaką miałam w Poznaniu, kiedy uzyskałam najlepszy wynik.

„Dziewczyny z Polski zdominowały Wings for Life World Run”

W Poznaniu było 53,56km. Czy rywalki starały się nawiązać walkę?

Nie znałam dziewczyn, które startowały ze mną. Nie przeglądałam też listy startowej. Pierwsze kilometry biegłam z dwoma zawodniczkami, ale po kilku stwierdziłam, że to tempo jest dla mnie troszeczkę za wolne, że mogłabym biec szybciej i dalej byłoby to dla mnie komfortowe. Przyspieszyłam i zostały w tyle. Nie poszły za mną. Większość trasy pokonywałam sama, w towarzystwie panów.

Czym bieg w Ljubljanie różnił się od tego w Zug i w Poznaniu?

Sama trasa jest przyjemna dla biegaczy – o ile nie ma upału. Udało nam się z temperaturą, bo było 22 lub 23 stopnie, czyli jeszcze znośnie. Jest to naprawdę fajnie przygotowana trasa. W Szwajcarii było dużo podbiegów i robiło się ciężko. Atmosfera fajna, ale uważam, że w tej kwestii rządzi Poznań – jest number one. To święto dla biegaczy. Połowa miasta żyje tym wydarzeniem i wszystkie media są na nim skupione. W Ljubljanie nie było to aż tak widoczne, ale startowaliśmy z centrum, z okolic zamku i nie mogliśmy narzekać na organizację. Chciałam też zwrócić uwagę na nieocenioną pomoc mojego supportu. Tak jak w Szwajcarii, tak i tutaj na rowerze jechał Marcin Długosz. Zrobił mega robotę podając mi wodę i żele. Obyło się bez żadnych przygód, jakie miał w Szwajcarii.

Mówiłaś o kontuzji. Kontuzjowana w tym roku przed zawodami była również Kasia Szkoda, która jest twoją klubową koleżanką i ubiegłoroczną globalną zwyciężczynią Wings for Life World Run. Bardzo ci kibicowała.

Jeszcze przed samym startem pisałyśmy ze sobą, mówiła że będzie trzymać kciuki, żebym w tym biegu poleciała jak na skrzydłach. Wiedziałam, że mam wsparcie i ze swojej strony życzę jej, żeby wróciła do pełni zdrowia i stanęła na linii startu Wings for Life World Run. Wiem jak to jest, jak się ma kontuzję i nie można zrobić treningu, czy wystartować. Wiem jak to boli, gdy dodatkowo czuje się sportową złość. Niestety, taki jest sport. Trzeba sobie umieć z tym poradzić. Ja mam nadzieję, że już wychodzę na prostą i będę już mogła cały czas startować.

Jakieś pomysły, gdzie chciałabyś wystartować za rok?

(Śmiech) Na razie jeszcze o tym nie myślałam. Myślami i fizycznie cały czas jestem jeszcze w Ljubljanie, w Słowenii. Cieszę się tą wygraną. Co do przyszłego roku będziemy myśleć dopiero za parę miesięcy – czy i gdzie wystartować. Zawsze liczyło się też dla mnie to, żebyśmy nie spotkały się na trasie z żadną z Polek i wzajemnie nie eliminowały. Bo zawsze cieszy to, jak się patrzy w ranking światowy, gdzie jest dominacja Polek. To jest fajne! (Śmiech) Nawet w zeszłym roku, w Szwajcarii, rowerzyści, którzy ze mną jechali gdy prowadziłam, śmiali się, że na miejscach na podium rządzi Polska. Potwierdzali, że dziewczyny z Polski zdominowały Wings for Life World Run. To bardzo miłe. Niech tak pozostanie.

Zapisy na Wings for Life World Run 2025 są już otwarte!